Balice przywitały nas deszczem, chłodem, próbą znalezienia drogi do pociągu, przeciekającym pociągiem-ekspresem poruszającym się tempem osobowego. A sam Kraków... zamkniętymi sklepami bo przecież to 11ty listopada. Odwiedzamy Marka w Czajowni i jemy tam najlepszy humus na świecie. A potem spotkanie Couchsurfingu - akurat Jurek pokazuje slajdy z Tybetu. I po spotkaniu jedziemy do Bochni z Adrianem, Anią i Anitą. Noc jest jakaś krótka a mi jakoś dziwnie chce się spać po kilku ledwie godzinkach snu. Rano wracamy do Krakowa. Tam załatwiamy kilka spraw i spotykamy się z Michałem który zabiera nas swoim autkiem w góry.