Granica Serbska idzie nam łatwiej niż granica unijna – i już mkniemy przez
Serbię. Za Belgradem widzimy dwójkę ludzi z plecakami przy drodze – pewnie autostopowicze :) Zatrzymujemy się. Rzeczywiście. W dodatku Polacy :)
Przesympatyczna para – Gosia i Piotrek wracają z stopowej podróży po krajach byłej Jugosławi. Zabierają się z nami do Budapesztu – to oznacza że na odcinku ponad 350km jedziemy w 6 osób z dużymi plecakami. Może nie jest za wygodnie ale co najmniej wesoło. Nasi nowi autostopowicze są w dodatku z klubu „Harnasie”, znają iluś naszych znajomych i całe górskie klimaty – juuupppi :) Fajniejszych autostopowiczów nie mogliśmy trafić :)
Jako że na CB dowiadujemy się że jest potworna kolejka na przejściu z Węgrami to kierujemy się na inne malutkie przejście Tompa. Jak byliśmy z Bartkiem pierwszy raz w Czarnogórze to przy powrocie spędziliśmy na tym przejściu ładnych parę godzin w zimie i w nocy – było tam pusto – tylko tiry omijały tamtędy główne przejście. A teraz jest nawet 15 minutowa kolejka miejscowych. Jedziemy dalej w poszukiwaniu stacji z winietami na
autostradę. A jak dojeżdżamy do autostrady to szukamy na nią wjazdu :D Co okazuje się wcale nie proste (jechaliśmy bocznymi drogami aby nie było policji) :) W końcu po kilkunastu kilometrach kluczenia wjeżdżamy na autostradę, a po kolejnych kilkunastu przejechanych bez winiety dojeżdżamy na stację gdzie ją kupujemy. I wkrótce jesteśmy na obwodnicy Budapesztu gdzie zostawiamy Gosię i Piotrka a my gotujemy sobie obiadek. A po obiadku ruszamy dalej. Zaraz za Budapesztem zabieramy kolejnego autostopowicza – Węgra który nie mówi po innych językach jak węgierski. I wkrótce docieramy do Miscolca gdzie jest koniec naszej autostradowej drogi i jedziemy już zwykłymi drogami przez Węgry i Słowację.