Przejeżdżając przez przełom między górami Paring i Vulkan widzimy po drodze monastyr więc idziemy go zobaczyć. Ja dostaję długą spódnicę i chustę na głowę i wchodzimy. Jest pięknie malowany od wewnątrz a na zewnątrz cały teren jest ozdobiony niesamowicie kwiatami. Jedziemy dalej. Za Targu Jiu mamy super widoczki na górki – Paringi i Carpatini. A potem dojeżdżamy do miasta Ramnicu Valcea gdzie dziewczyny wysiadają. Dziwią się i cieszą że nie chcemy od nich pieniędzy bo w Rumunii jest zwyczaj że wszyscy się podwożą i sobie za to płacą. Z Ramnicu Valcea mamy 60km do Pitesti a stamtąd już autostrada. 111km do Bukaresztu. Jedziemy szybciutko a towarzyszy nam zachodzące za nami słońce. Przed samym Bukaresztem mamy zjazd który brzmiał jakoś jak „centuria Bukaresti” a że skojarzyło nam się to z centrum to pojechaliśmy dalej. No a okazało się że słowo które nam się skojarzyło z centrum było właśnie obwodnicą. A myśmy pojechali docentrum – pewności że to była obwodnica nabraliśmy jak już byliśmy blisko centrum więc postanowiliśmy już pojechać przez centrum. I tu okazało się jak oznaczony (czyt nieoznaczony) jest Bukareszt. W centrum znaleźliśmy znaki na Giugriu (granica z Bułgarią) ale kierując się za nimi (lub za ich brakiem) zwiedziliśmy pół miasta, poznaliśmy rozwiązania komunikacyjne rodem z Istambułu (czyli głupieje nawet najlepszy kierowca więc wszyscy poza miejscowymi nie mają pojęcia co zrobić bo czegoś takiego z życiu nie widzieli) i kiedy już byliśmy zdesperowani na tyle że chcieliśmy kupić plan miasta, jedna z wielu kolejnych strzałek doprowadziła nas do przekreślonej tabliczki Bukaresti.
Dawno się tak nie cieszyłam że wyjeżdżam z miasta. Kosztowało nas to 29km aby się stamtąd wydostać. I kolejne 70km jedziemy w kierunku granicy z Bułgarią.
Przed samą granicą znowu troszkę kluczymy i gdy nawracamy zaczepia nas inny Polak który też kluczy i klnąc niesamowicie na tutejsze oznaczenia (też miał przygodę z Bukaresztem) pyta się nas o drogę. My ją szybko całkiem znajdujemy właśnie tam gdzie Polak stwierdził że jej nie ma :) Dojeżdżamy na bramki gdzie sprawdzają winietę i płacimy za przejazd przez most. Jedziemy nad Dunajem choć teraz w nocy niewiele go widać. I w końcu Bułgaria – dowody, winieta i w drogę.