Nasz stop zawozi nas tuż za Reine do miejsca z którego chcemy iść w góry. Zostawiamy plecaki w krzakach i zaczynamy strome podejście. Po jakiejś godzince wychodzimy na grań. Wow! W dole malutkie wysepki połączone mostami, lazurowa woda, a wokół zielone bardzo strome góry. Kilka fjordów, lazurowych jeziorek i ocean pomiędzy górami.
Stoję tak zachwycona. A po drugiej stronie pasmo za pasmem i dalej wyspy zatopione w morzu. A daleko za pasmem oceanu góry na wybrzeżu między Narvikiem a Bodo. Idziemy sobie z takimi widoczkami granią wyżej i wyżej. Tuż przed dość wysokim szczytem wchodzimy w chmurę, a kiedy jesteśmy na nim chmura się rozwiewa pokazując kolejne szczyty i prześliczny lazurowy fjord w dole. I ktoś ma nad nim domek. Przechodzimy górkę i szukamy drogi na dziko z drugiej strony góry ale trafiamy nie w tą i po pewnym czasie stromego zejścia i podejścia wracamy tą samą drogą. Jest tu tak cudowna roślinność że ilekroć nie idę ścieżką czuję się jakbym chodziła po najwspanialszych dywanach. Schodzimy do drogi, bierzemy plecaki. Pijemy wodę ze strumyczka i w drogę.