Jedziemy na stopa z trójką ludzi, z których jeden jest dyrektorem muzeum w A (tak, jednoliterowa nazwa miejscowości, czyt. „O”). Jeśli chcemy możemy za darmo spać w A na łódce z 1939 roku. Dojeżdżamy, oglądamy łódkę – ale pogoda jest tak cudowna że wybieramy namiot. Idziemy do centrum miejscowości gdzie są domy na palach. Patrzę – a przy stoliku przed restauracją (restauracja to też dom na palach) siedzi Patryk i zajada kolację. Dołączamy się do niego – jemy i rozmawiamy. A potem on jedzie do Moskeness na prom, a my idziemy na koniec A rozbić namiot. Jest tu przepięknie – a w dali widać wyspy całe skąpane w słońcu o północy – przybierają prześliczne różowo-fioletowe kolory. Rozbijamy namiocik tuż nad oceanem i zasypiamy.
11 lipca 2009
Wstaję koło 10tej, a dookoła cudowne góry i ocean skąpane w słońcu – i delikatny wiatr – jest przecudnie. Śniadanko i w drogę – kupuję kilka pocztówek i idziemy na piechotkę do Moskeness do portu. Po drodze odchodzimy w bok wzdłuż potoku i dochodzimy do jeziorka wśród skał i mchów. Jest tak gorąco że bierzemy południową kąpiel i dalej w drogę. Mijamy wioski z domami na palach a obok nich ogromne stojaki pełne suszących się ryb.