Potem jakieś 10km podwozi nas miejscowy bus i tuż przed Leknes odbijamy z głównej drogi – chcemy zanocować w Uttakleiv gdzie jest plaża która według rankingu magazynu „The Times” jest najpiękniejsza w Europie. Idziemy prawie 11km (3km podwozi nas dwóch panów) – ostatnie kilometry są przepiękne – plaże, góry, wysepki, zatoczki. I końcówka przez tunel który ma 880m. Jesteśmy w Uttakleiv.
Piękna zielona dolinka, a na końcu plaża – ale jaka :) Zielone góry, zielone terasy z namiotami, skały z dołkami z wodą, duże kamienie w niektórych miejscach na piasku, bialutki piasek, przejrzysta lazurowa woda i zachodzące (baaardzo długo i bezskutecznie) słońce. I wokół góry i wysepki. Na horyzoncie jedynie wał chmur, który może zasłonić słoneczko gdy będzie ono w najniższym położeniu. Nagle ktoś nas woła – to Patryk – rowerzysta którego dziś spotkaliśmy przy muzeum. Rozbijamy namiocik wśród zieleni, idziemy pomoczyć nogi w morzu (ale zimna woda! :) ) i siadamy
na wzgórzu na trawie patrząc na zachodzące słonko odbijające się w morzu. A potem słoneczko chowa się za chmurkami na horyzoncie więc wspinamy się na górę nad nami bo tam wciąż je widać. Jest bardzo stromo – idziemy do etapu gdzie już trzeba się naprawdę wspinać po skałach. Tuż po 1szej jest prawdziwa północ i wielka złota kula zaczyna znów wędrować w górę – w końcu udało nam się zobaczyć słońce o północy czyli w momencie gdy jest najniżej. Kiedy schodzimy Bartuś znajduje dwie małe owieczki które boją się zejść i rozpoczyna akcję sprowadzania owieczek. Dopiero jak
dochodzimy na płaski teren widać że jedna owieczka mocno kuleje. Doprowadzamy je do innych owiec i idziemy spać.
10 lipca 2009
Budzą mnie fale bijące o brzeg i głos Bartusia. Jest 11ta. Śniadanko i w drogę. Obchodzimy nad brzegiem oceanu górę na którą wczoraj wchodziliśmy (wczoraj idąc tu zrobiliśmy skrót tunelem). Ależ jest cieplutko. Po drodze śliczna, pusta plaża (są tylko owce). Moje marzenie to ochłodzić się chwilkę więc czas na kąpiel w morzu. Woda jest dość zimna, ale kąpiel za kołem podbiegunowym była :) A potem siedzimy na plaży w krótkich spodenkach i krótkim rękawku i jest cieplutko i cudownie – lazurowa woda, zielone wyspy, zielone góry, cieplutki piaseczek :) Idziemy dalej i po chwili spotykamy kolejnego Polaka na rowerze – Michał z Katowic jedzie ze Sztokholmu na Nordkap. A nas do głównej drogi podwozi para Belgów. A potem kolejny pan zabiera nas już na następną wyspę – gdy wysiadamy pod jego domem (z dachem porośniętym trawą) otacza nas gromadka jego dzieci. Wychodzimy na drogę i kolejny stop wiezie nas przez cudowne zatoki i mosty. Po drodze mijamy Patryka na rowerze.