Lapiemy pierwszego stopa w nasze miejsce docelowe, ale jedzie dluzsza droga (jest duzo latwiejsza dla autka) wiec decydujemy sie z nim jechac tylko kawalek bo chcemy przejechac przez pustynie. Po drodze nasz kierowca decyduje sie nas zabrac na safarii. Kupuje bilety i wjezdzamy na ogromny teren gdzie pasa sie zwierzeta jak je nazywaja 'biblijne'. Najlepsze sa strusie ktore maja ochote wlozyc swoja dluga glowe przez uchylone okno do autka. Nasz kierowca zostawia nas na skrzyzowaniu i... na pustynie prawie nic nie jedzie. Niedlugo jednak zabiera nas kierowca i zabiera nas na srodek pustyni gdzie nac prawie nie ma. Na szczescie jest chlodno i blizej jest deszczu niz upalu. Jestesmy w kurtkach, w czapkach... pogoda tak rozna niz nad Morzem Czerwonym - i to ma byc pustynia?
Dalej zabiera nas dwojka starszych ludzi - i mamy stopa przez Mitzpe Ramon az do samej Beershewy. Niestety widocznosc jest kiepska i nasz pierwszy raz na pustyni spedzamy wsrod deszczu i zadymki piaskowej. Na szczescie w srodku cieplego autka :) Mitzpe Ramon to ogromny krater z ktorego jest ponoc jeden z najpiekniejszych widokow w Izraelu - niestety teraz jest tyle piasku i pylu w powietrzu ze nic nie widac. Mijamy kolejne znaki 'uwaga na wielblady na poboczu', mijamy namioty i osiedla Beduinow i jestesmy w Beershewie.