Geoblog.pl    bartekigosia    Podróże    Bułgaria    Na najwyższym szczycie Bałkanów
Zwiń mapę
2009
30
lip

Na najwyższym szczycie Bałkanów

 
Bułgaria
Bułgaria, Musala
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 2158 km
 
Kierunek: góry
Riła, skład: Bartuś, ja i Adrian. Dojeżdżamy w góry do miasteczka Borovec (bardzo komercyjnego, zimowa stolica narciarstwa) i droga którą chcemy wjechać na 1900m npm okazuje się nieprzejezdna dla autka. W związku z tym znajdujemy na jednej z bocznych dróg fajne miejsce na nocleg i decydujemy następnego dnia pomyśleć co zrobić.

30 lipca 2009

Wstajemy o 6tej i jedziemy jeszcze raz sprawdzić drogę w świetle dziennym – nieprzejezdna. Chcemy wejść na najwyższy szczyt Riły i zarazem całych Bałkanów – Musała 2925m npm. W związku z tym plan jest taki: ja jadę w górę kolejką gondolową którą otwierają o 8:45, a Bartek i Adrian ruszają na piechotę pod górkę. Ja robię jeszcze zakupy (batoniki i woda) dla ekipy i idę do kolejki. Jestem druga a przede mną jest sympatyczny pan z siwą długaśną brodą, w traperskim stroju. Mówi mi że był już 29 razy na Musale a jak mówię że byliśmy na Wichrenie to pan z radością oznajmia
że to on montował tam tablicę „Wichren, 2914m npm”. Pokazuje mi zdjęcia z zimowych wejść na Musałę i ślicznej części Riły zwanej Siedem Jezior. Wjeżdżam na wysokość ponad 2300m npm i potem idę jakieś 3 km trawersem. Dochodzę do schroniska „Musała” i tam spotykam się z chłopakami którzy dopiero co doszli. Zaczepia nas pewna Bułgarka i pyta się czy może iść z nami na szczyt – czemu nie :) Podchodzimy razem. Szlak jest dość komercyjny, ścieżka w wielu miejscach taka że można by maluchem przejechać. Dużo jeziorek i krajobraz mocno kamienny, zieloności prawie nie widać. Po drodze schron w którym okazuje się być mały barek – klimat przyjemny, w środku dużo drewna w ciepłym kolorze - zupełnie inaczej wyglądały schrony które dotychczas widziałam (puste, bez obsługi, tylko aby przeczekać trudne warunki lub przespać się w nocy i ruszyć dalej). Pijemy herbatkę i dalej w górę. I w końcu koło południa jesteśmy na szczycie. A na szczycie dwa budynki, barek, wyciąg orczykowy. I dużo ludzi- nawet jedna pani z pieskiem jamnikiem weszła. Kilka zdjęć i szybko schodzimy ze szczytu. Szczyt jest niewidzialną linią. Po drugiej stronie puściutko, cicho, słychać tylko wiatr.
W oddali dwa lazurowe jeziorka, nad nimi szczyty i malutka ścieżka. Jesteśmy w domu :) Po zejściu jakichś 200 metrów w pionie robimy wypas na łące :) Szum traw, delikatny wiatr, słoneczko na zmianę z chmurkami i wszechobecny spokój. Nie chce nam się ruszać :) Potem idziemy stromo w dół zielonym szlakiem przedzierając się przez kosówkę aż dochodzimy w dolinę gdzie zaczyna się kilka strumyczków. Nabieramy wody, zbieramy grzyby – najchętniej rozłożylibyśmy się na pół dnia w tej zieleni pomiędzy górami. Idziemy dalej w dół aż w końcu dochodzimy do końca drogi której początek był nieprzejezdny. Tu wygląda tak że osobówką by się przejechało choć na niektórych kamieniach szkoda auta, ale terenówką bez najmniejszego problemu.
Zaczynamy schodzić. Po jakichś 2 km dochodzimy do schroniska Marica które wygląda na zamknięte. Siadamy przy świetnym stole z ławkami pośrodku drzew i jemy słodycze i chipsy które nam zostały. W końcu przychodzi jakiś pan z budynku gospodarczego – pytamy się go jak daleko w dół – mówi że 16 kilometrów. To trochę więcej niż przypuszczaliśmy i więcej niż widać na naszej mapie (takie nie do końca dokładne są te mapy – jeden zakręt to tak naprawdę cztery). Zaczynamy schodzić. Droga jest pełna kamieni – takich wielkości dłoni – za duże żeby iść szybko, za małe aby skakać.
Idziemy więc dość wolno i jest to niesamowicie szybko męczące. W końcu po jakichś 10km jedzie załadowane auto (5 osób) z jeszcze wyższego schroniska i zabiera Bartka na stopa. My z Adrianem schodzimy dziwiąc się że od schroniska tą drogą spokojnie mogą jeździć normalne osobówki (jedna przecież zabrała Bartka) – czemu więc początek jest tak nieprzejezdny? Dochodzimy praktycznie do końca drogi nieasfaltowej gdy Bartek dojeżdża po nas autem (miał jeszcze kawał na piechotę od stopa przez miasto do auta). Okazuje się że nasza droga dochodzi do asfaltowej jeszcze dalej (ta którą znaleźliśmy w nocy była jedyną która pasowała ale jak widać jednak to nie byłą ta droga) i w dodatku za jakąś budową – z głównej drogi jest zupełnie niewidoczna więc jak ktoś nie wie to nie ma szans aby tam pojechać. Myjemy nogi w chłodnej wodzie i jedziemy do Sofii – w miejscowości Bankja pod Sofią Yak czeka na nas u swoich znajomych.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (32)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 16% świata (32 państwa)
Zasoby: 386 wpisów386 186 komentarzy186 4377 zdjęć4377 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróżewięcej
18.05.2010 - 03.10.2010
 
 
 
18.08.2009 - 23.12.2009