Potem jedziemy ostatnie 100km na południe do Wielkiego Tarnowa gdzie obecnie jest Julie. Cała wyprawa jest wyprawą w odwiedzimy do Julie. Julie znamy z naszej podróży do Izraela gdzie gościła nas kilka dni w swoim domku i wspominamy to niezwykle miło. A potem jak była w Polsce to spędziłyśmy razem kilka dni w Poznaniu. Na początku roku kupiła ona dom w Bułgarii w wioseczce Vodica koło miasteczka Popovo i teraz spędza tu całe wakacje razem z córeczką Lielle. A na pierwsze 2 tygodnie jest z nimi jej mąż Dani – on ma swoją firmę dlatego nie może siedzieć tu dwóch miesięcy i właśnie dziś wraca do Izraela. Julie zaprasza tu wszystkich którzy chcą ją odwiedzić – jak na razie przyjeżdża wielu jej przyjaciół z Europy którzy albo odwiedzili ją w Izraelu albo ona z Lielle spotkała ich podczas podróży po Europie. Dojeżdżamy do Wielkiego Tarnowa. Miasteczko robi na nas niesamowite wrażenie – ma super klimat – położone jest na wzgórzach pomiędzy dwoma równoległymi rzekami – budynki są w świetnym stylu – połączenie kamienia i drewna – i wszędzie czerwone ceglaste dachy. I w najwyższym punkcie twierdza otoczona murami. Znajdujemy hostel w którym zatrzymała się Julie z rodzinką i potem już wszyscy razem jedziemy na basen na który Lielle marzyła aby pójść. Basen jest na terenie
hotelu – właściwie to 2 baseny takie jasno niebieskie jak na okładkach biur podróży – a ten by się wyjątkowo nadawał na okładkę bo ma tyle kolorowych kwiatów dookoła :) Jest tak gorąco że wskoczenie do wody jest naszym marzeniem. Bawię się z Lielle w wodzie. Potem dołącza też Julie i Bartek, a na końcu Dani zmienia nas w zabawie z Lielle. Jest super - a słoneczko opala bardzo, bardzo szybko. Potem idziemy na obiad do pobliskiej restauracyjki
– w takim fajnym klimacie. Kiedy chcemy poprosić o rachunek Bartuś znajduje w swoim telefonie w słowniku polsko-bułgarskim zwrot „zapłacić rachunek” (jak się na to naciśnie to pan wymawia ten zwrot po Bułgarsku). Lielle której to się bardzo spodobało bierze Bartka komórkę i idzie do pani kelnerki, przysuwa jej komórkę do ucha i włącza po Bułgarsku „zapłacić rachunek”. Pani się śmieje i przynosi :) A potem idziemy na chwilkę do parku a
następnie odwozimy Daniego na dworzec skąd ma autobus do Sofii (a stamtąd samolot do Izraela).