Im dalej od Lofotów tym więcej chmur. A w Bodo pada deszcz i jest szaro dookoła. Takie miasto z blokami. Z aut zjeżdżających z promu żadne nas nie zabiera więc idziemy przez miasto w poszukiwaniu sklepu. I jest sklep spożywczy „Joker” – robimy zakupy i w drogę. Siadamy w parku pod drzewami (tam nie pada) i jemy pyszny świeży chlebek z przeróżnymi dodatkami. A potem dalej w drogę. Zabiera nas 15km
dziewczyna która tu mieszka. Kolejny odcinek zabiera nas wojskowy – ponoć w miejscu gdzie nas wysadza wewnątrz góry jest centrala wojskowa którą przenoszą z okolic Stavanger. Potem z miejscowym dojeżdżamy już do drogi E6. Mija nas para Czechów, którzy dziś na stopa przyjechali spod Tromso – teraz idą znaleźć dobre miejsce pod namiot i spać. A my łapiemy kolejnego stopa na 30 kilometrów i przesympatyczna pani wysadza nas w miejscu gdzie obok jest parking dla mobilhousów (taki ful-wypas: woda, kibelki, ławeczki z kwiatami). Rozbijamy namiocik na trawce i idziemy spać. Oslo 1150km.
12 lipca 2009
Od rana śliczna pogoda i cieplutko. Wstajemy, śniadanko i w drogę :) Idziemy 2 kilometry E6tką i siadamy przy drodze. Bartuś gra na flecie, a ja leżę na plecaku i wygrzewam się w słoneczku. I zatrzymuje się nam stop na kolejne 40km. Rodzinka jedzie busikiem do miejsca skąd wybierają się w górki. Przy campingu o wdzięcznej nazwie „Polar” łapiemy dalej – i po chwili jedziemy z parą (on z Danii, ona z Norwegii) aż do Mo i Rana (czyli Mo w regionie Rana, a Mo czyta się Mu czyli takie krowie miasto). W Mo łapiemy stopa przy wielkim wodospadzie. Kilkadziesiąt kilometrów wcześniej przekroczyliśmy koło podbiegunowe i... znów jest tak ciepło! Po prawie godzince idziemy do przodu.
Spotykamy dwóch misjonarzy z Ameryki (pewien nieznany nam dotąd odłam religii). Dochodzimy do dwóch rond ze skrętami na fabryki. Przy pierwszym zachodzimy na stację benzynową i kupujemy chlebek (jest niedziela więc zwykłe sklepy są nieczynne). A przy drugim łapiemy stopa do… Elverum – ponad 1000km.