Wsiadamy w furgon czyli miejscowego busa. Ludzie sa dla nas bardzo mili - niestety prawie nic nie rozumiemy z tego co do nas mowia. Niektorzy jednak mowia po angielsku - nawet trafilismy 3 osoby po kolei mowiace po angielsku :-) W Delvine czekajac na naszego przyjaciela idziemy do knajpki. Co chwile gasnie swiatlo (braki w dostawie energii) wiec przy barze jest swieczka. My wyjmujemy swoja i stawiamy sobie na stoliku :-) Zagaduje nas sympatyczny starszy pan. Niezbyt rozumiemy o czym do nas mowi, ale jak uslyszal ze Polonia to zrozumielismy jedynie ze mowi cos o footballu. Przychodzi Adam i zabiera nas do siebie. Adam mieszka w mieszkaniu ktore wynajmuje dla niego Peace Corps. To organizacja z USA, ktora wprowadza 'cywilizacje' do roznych krajow. Np. w zakresie medycyny lub szkolnictwa. Adam jest tu juz od 2 lat. Rodowicie jest z Filadelfii. Spedzamy mily wieczor - Adam pokazuje nam filmiki i swoja prezenatcje dotyczaca Albanii. Dosteje od niego troche albanskiej muzyki.
25.11.2007
Jemy sniadanko (Adam robi nam pyszne tosty) i ruszamy spowrotem do Sarande.