Gosia:
Zacznijmy od poczatku czyli czym jest woofing. Woofing czyli Willing Work on Organic Farm jest forma wolontariatu. Zalozenie jest takie ze pracuje sie na farmie organicznej po 4-6 godzin dziennie, ma sie zapewnione jedzienie i zakwaterowanie i celem tego jest uczenie sie przez wooferow tego co sie robi na takich farmach. W praktyce z tego co widzielismy jest tak ze w wielu miejscach wykorzystuje sie wooferow do roznych zajec - nawet w miejscu gdzie wypozyczalismy kajaki byli wooferzy ktorzy czyscili kible i myli beczki.
Bartus znalazl dla nas ciekawe miejsce do sprobowania woofingu. Nazywa sie Gentle World (http://www.gentleworld.org) Jadac tam wiedzielismy tyle ze jest to weganska farma z owocami i warzywami - super :) Dla nas wegetarian brzmialo to swietnie.
Jacek przywiozl nas w to miejsce mocno pod wieczor. Doszlismy do domu polozonego malowniczo w dolinie. Przywitano nas milo i dostalismy wlasna przyczepe campingowa do mieszkania - super :) Marzylam aby zamieszkac w przyczepie campingowej :)
I dostajemy na powitanie dobre weganskie jedzoko - maja tu fantastyczny humus domowej roboty :)
11.03.2010
Gosia:
Rano jemy sniadanko a potem jedna z osob tu mieszkajacych zabiera nas na rozmowe do swojej przyczepy campingowej. Osoby ktore sa czlonkami tej malej spolecznosci (mieszka tu okolo 15 osob) maja imiona zwiazane z natura lub dobrymi rzeczami np. Summer, Birds, Angels, Golden, Magic, Stream itd. Mieszkaja sabie w roznych miejscach dookola domku w przyczepach campingowych urzadzonych jak pokoiki. Dowiadujemy sie co tu wolno, co nie wolno i jak bedzie wygladala nasza praca. Ogolnie osoby mieszkajace w tej spolecznosci sa bardzo surowe w temacie weganizmu. Dla nich zabijanie zwierzat jest tak samo okropna rzecza jak zabicie czlowieka wiec na terenie swojej farmy nie chca widziec zadnych produktow zwierzecych (wyjatek stanowia buty czy kurtka ze skory jesli gosc nie ma juz nic innego). Ogolnie nam to pasuje jako ze z przyjemnoscia posmakujemy weganskiej kuchni. Szampony i mydla weganskie oni daja tez swoje do uzywania wiec dla nas jest ok. Jedyne co mi tu dosc przeszkadza to fakt ze podchodza bardzo ostro do tematu weganizmu jak dla mnie nie zawsze szanujac wolnosc wyboru czlowieka ktory znalazl sie nie bedac wczesniej swiadom ich podejscia na ich terenie. Jest tu razem z nami czworka innych wooferow w tym jeden sympatyczny Polak o imieniu Czarek. Z Czarkiem prowadzimy wiele rozmow na temat weganizmu i dostajemy wiele rad na temat weganskich przepisow i tego jak wiele rzeczy wyglada na prawde. Jako ze ich surowe podejscie nie do konca mi sie podoba to drugiego wieczoru prowadze dluga ciekawa dyskusje z kilkoma mieszkancami Gentle Worldu. Mysle ze wiele sie od siebie uczymy a to co dla mnie jest wazne to fakt ze przekazuja mi wiele informacji na temat tego jak w prktyce wyglada przemysl produktow zwierzecych na swiecie.
Pierwszego dnia dostajemy do roboty... mycie z zewnatrz przyczepy campingowej - jako ze przyjezdza coraz wiecej wooferow to kupili oni bardzo tanio 2 stare przyczepy i zamierzaja je odrestaurowac i urzadzic domki dla wooferow. No wiec pierwszego dnia myjemy te przyczepy z zewnatrz. Ale kiedy drugiego dnia mamy je umyc wewnatrz mowimy ze nie jest to praca jaka chcemy tu wykonywac i ze chcemy popracowac na farmie w ogrodzie. Tego dnia jest dosc deszczowo wiec pracy w ogrodzie zbytnio nie ma ale dostajemy prace przy przygotowywaniu obiadku - to juz brzmi lepiej. Pomagamy osobce ktora napisala ksiazke kucharska z 500 weganskimi przepisami i opowiada nam jak przyrzadzac te pysznosci co tu jemy. A jemy tu super dobre rzeczy - objadmy sie ponad norme i chodzimy wciaz z pelnymi brzuchami ale to co tu przygutowuja jest po prostu pyszne i jest tu tego tak duza roznorodnosc :) Trzeciego dnia dostajemy robotke w ogrodku i uczymy sie kilku fajnych rzeczy :) A czwartego dnia po sniadanku ruszamy dalej :)
Moje przemyslenia na temat Weganizmu (jak ktos jest niezainteresowany to zapraszam do klikniecia 'nastepny' i przejscia do kolejnego posta :) Kiedy zdecydowalam sie zostac wegetarianka 3 lata temu bylo dla mnie oczywiste ze jesli zamiast jesc szynke zjem pomidorka to robiac tak wiele razy uratuje kolejna swinke przed niepotrzebna smiercia. Jesli to jest tak proste to czemu nie :) Uwielbiam zwierzaki i jesli moge sprawic aby nie cierpialy to robie to z przyjemnoscia :) W dodatku kiedy poczytalam wiecej i porozmawialam z kilkoma osobami (Bartus byl moja nieziemska pomoca :) ) dowiedzialam sie ze nawet naukowo rzecz biorac: czlowiek ma przewod pokarmowy typowego roslinozercy i argumenty ze bedzie mi brakowac tego czy tamtego zwierzecego skladnika sa wymyslone do celow reklam aby zwiekszyc popyt na mieso. I rzeczywiscie czulam sie zupelnie tak samo dobrze gdy zaczelam byc wegetarianka.
W produktach zwierzecych nie widzialam nic zlego gdyz w moich oczach nie krzywdzilo to w zaden sposob zwierzaczkow. Zawsze myslac o mleku wyobrazalam sobie babcie na wsi dojaca krowe ktora pasie sie na lace, potem radosne dzieci pijace mleczko. I wlasnie tu w Gentle Wordzie dzieki kilku rozmowa rozwial mi sie ten obrazek.
W naszym swiecie sa moze tylko jednostki ludzi ktorzy trzymaja krowe dla krowy a nie dla pieniedzy (znacie kogos kto by trzymal krowe tak jak psa czy kota po to aby jej bylo dobrze?). Wiekszosc krow ktore zyja na swiecie zyja w wielkich zakladach gdzie sa trzymane kazda w bardzo ciasnym boksie. Wiekszosc krow w czasie calego swojego zycia nie widzi niebieskiego nieba. Krowy ktore normalnie zyja okolo 25 lat sa sztucznie zapladniane od malutkiego (a normalnie powinny zaczac zachodzic pierwszy raz w ciaze jak maja okolo 4 lat) i cykl jest skrocony tak aby jak tylko krowa urodzi jednego cielaczka to juz jest po raz kolejny sztucznie zapladniana. A maly jak sie urodzi to czekaja az zacznie ssac (aby mleko zaczelo ciec z matki) i juz zabieraja go na zarzniecie (no wlasnie stad sie bierze cielecinka), a matke podlaczaja pod maszyny ktore wyciskaja z niej mleko w maksymalnej ilosci (znacznie wiecej niz by bral cielaczek) tak ze ja to nieziemsko boli. I taka krowa nie ma chwili spoczynku, a jak po 4-5 latach jest juz wykonczona to idze na mieso. A krowy nie da sie doic jak nie ma cielaczka wiec kazde iles litrow mleka ktore kupujemy w sklepie to po prostu zabite malutkie cielatko i krowa ktora przechodzi straszne cierpienia. A nawet jak nie jest to tak masowa produkcja tylko krowy sa u babci na wsi to krowa jest traktowana ciut lepiej ale zeby bylo mleko musi byc cielaczek i cielaczek idzie na mieso (bo nie ma szans aby majac cielaczka co kilka miesiecy babcia dala rade tyle cielaczkow wyzywic i sprzedaje je z wiadomym przeznaczeniem). Tak wiec po przemysleniu jako ze nie mam mozliwosci picia mleka ktore bym miala bez cierpienia krowy postanowilam pozegnac sie z mlekiem a co za tym idzie z maslkiem, smietana, czekolada mleczna (buuuu...) i innymi produktami z mleka - a jak bylam w sklepie to w szoku jestem do jak wielu produktow dodaja mleko - nawet do pysznego smarowidla z dyni!
A co do jajek to tez zrobilismy rozeznanie. Sprawa w produkcji masowej wyglada tak: Oczywiscie kury sa do znoszenia jajek a jak urodzi sie kogut to idzie na mieso. Wiec co by miec iles kur co znosza nam jajka musi zginac iles kogutow bo producenci nie sa w stanie przewidziec czy urodzi sie kura czy kogut.
Kury sa trzymane najczesciej w bardzo ciezkich warunkach - duzo kur w malutkich ciasnych klatkach. Kiedy kupujemy jajka w Polsce mozna to sprawdzic po numerku na jajku - jesli pierwszy numerek jest 3 to znaczy ze jajko pochodzi z produkcji najbardziej masowej czyli wiele kur w malutkiej klatce. 2,1 i 0 to coraz lepsze warunki trzymania kur. Niestety prawie zawsze supermarketowe tanie jajka to 3ki.
Juz nawet zakladajac ze sa kury ktore nie sa trzymane w nieziemskich warunkach to sam fakt zabijania ogromnej ilosci kogutow dla naszych jajek mnie przekonal.
A jak to wyglada "u babci na wsi": jesli kury i koguty chodza sobie razem to jajka sa zaplodnione po zniesieniu czyli jemy malutkie kurczaczki (W Wietnamie to nawet przysmak jak taki kurczaczek juz podrosnie w jajku i zjada sie jajko ktoregogo polowe stanowi malutki kurczaczek). Jesli zas kury i koguty chodza osobno to wtedy jajka sa niezaplodnione wiec powinno byc spoko poza tym ze wtedy trzeba robic conajmniej 2 metrowe ploty miedzy kurami i kogutami bo te potrafia latac nawet na 1,5 metra i malo kto w Polsce ma taki teren aby zrobic takie duze tereny dla kur i kogutow aby przy 2metrowym ogrodzeniu nie czuly sie jak w malutkiej klatce. A nie ma tez chyba w Polsce za duzo takich miejsc gdzie by trzymano kury dla jajek a koguty tak dla przyjemnosci. Wiec zwykle kury sie trzyma a koguty na miesko... I w powyzszej sytuacji zostawiam tez jedzenie jajek i wszystkich dobrych kupnych ciast na jajkach. Buuu... moje pyszne bezy tez sa na jajkach.
No i miodek... w sumie tu patrzymy tak pol na pol. W produkcji przemyslowej zabiera sie pszolom caly miodek i w zamian daje cukier i na tym maja przezyc zime... lipa. Ale gdybysmy znalezli miejsca gdzie zabieraja pszczolkom tylko czesc miodku a wiekszosc zostawiaja im na zime to taki miodek moge z przyjemnoscia jesc.
Ciuchy - to jest akurat latwe - te pochodzenia zwierzecego mozna bardzo latwo zastapic innymi. Nigdy nie mialam nic przeciwka np. welnie ale gdy zobaczylam w jak okrotny sposob sie owce strzyze w produkcji masowej zupelnie nie patrzac na to co zwierzatko czuje to tez zostawiam sweterki welniane. W tej branzy akurat jest tak duzy wybor ze nie ma najmniejszego problemu aby nosic super inne ciuchy :)
Trudnosc calej sytuacji plega na tym ze ludzie przywykli do wszystkiego dodawac produkty zwierzece i niewiele znaja potraw tylko weganskich - a jest ich cala masa i sa przepyszne i spokojnie mozna tylko na nich objadac sie od rana do wieczora.
I druga trudna rzecz to fakt ze nasze media i lekarze kreuja obraz ze jesli nie je sie tych produktow to czlowiek popadnie w niewiadomo jakie choroby. Ja musze przyznac ze osobiscie znam wielu wegetarian i wegan i nie znam zadnego ktoryby popadl z tego powodu w jakakolwiek chorobe. Wszystkie potrzebne naszemu organizmowi skladniki mozna dostarczyc tylko jedzac skladniki pochodzenia roslinnego.
Mielismy duzo przemyslen z Bartkiem na ten temat. Musze przyznac ze jak poznalam te wszystkie fakty to nawet sie nie wachalam i zostalam weganka tak z dnia na dzien. Idac do sklepu i kupujac zamiast pomidorkow mleko czy ser to tak jakby naciskamy przycisk, a na drugim jego koncu jest gosc na krowiej farmie ktory zabija malego cielaczka. Cielaczka ktory dopiero co przyszedl na ten swiat, patrzy na nas takimi wielkimi pieknymi oczkami i jest przerazony i nie wie dlaczego ma doswiadczac takiego bolu zamiast bawic sie i cieszyc z innymi cielaczkami na zielonej lace. I krowa - mama, ktora jak kazda mamusia chce swoje dziecko ocalic i nie moze nic zrobic bo jest powiazana do wszystkich tych klatek i urzadzen i wykonczona ciaglym bolem wyrzynania z niej mleka. Gdyby nie bylo wogole popytu na mleko, maslo i sery te krowki cieszyly by sie sloncem, niebem, trawa. To takie proste i takie pelne milosci.
Chcemy z Bartusiem zrobic to co my mozemy zrobic dla tych zwierzaczkow czyli nie zwiekszac tego popytu naszymi zakupami i opowiadac innym wrazliwym ludziom o tym jak to wyglada aby idac do sklepu mogli swiadomie podejmowac decyzje co kupic.
Tak sobie czasem mysle - ilu z nas ma zwierzaczki w domu - koty, pieski. Wielu z nas bardzo te zwierzatka kocha i mysl ze moznaby takie swoje zwierzatko zjesc po prostu ktoregos dnia na kolacje jest nie do pomyslenia. Czasem sobie mysle: czym taka swinka czy krowka rozni sie od takiego pieska czy kotka. Chyba niczym. Po prostu przyszlo jej urodzic sie jako swince czy krowce i dlatego zamiast milosci, przytulania i pelnej michy dostaje bardzo cisna klatke, bardzo duzo cierpienia i fizycznego i psychicznego i na koniec gilotyne lub noz rzenika... Smutne to takie i dlatego chcialabym zrobic co moge aby przyczynic sie do tego ze coraz wiecej zwierzaczkow moze doswiadczac od ludzi tych dobrych, cieplych uczuc. Wierze ze wtedy i nam bedzie z tym lepiej ze bedziemy miec to uczucie ze czynimy dobro a zwierzaczki czuja sie przy nas bezpieczne i kochane.
Dzieki jesli chcialo Wam sie to przeczytac. Bardzo chcialam sie z Wami podzielic tym co mi po glowce i serduszku w ostatnich dniach chodzi :)
Bartek:
We go off just in the middle of nowhere, go down with the little road and here we are, 'Gentle World'. They call it vegan sanctuary, and we are going to wwoof there. WWOOF means volunteering on organic farms (however, it's not only about organic farms). You work about 4-6 hours a day and get food and accommodation for free. Our idea was to learn a bit about ecological farming practices, and to learn more about veganism.
We spend there 3 days. First we help a bit by cleaning caravans, but on the second day we say we want to do something else, like helping in the kitchen to learn more on vegan food, and so we do. Last day we help a bit in the garden, and spreading the compost :)
The Gentle World (that's how they call themselves) is located in a calm valley - lovely place. They have little stream running through their land, with fresh clean water. Native bush all around :) Great place to live :) And the food was amazing. I'd say: too good, because I always was overeaten. I didn't know there is so big variety of vegan food (no meat, fish, eggs, milk and dairy products, honey... vegan also usually use no wool, silk, leather, down...) The idea of veganism I know before and really like it. Buying a milk products means also killing calfs. to produce milk, they take a calf away just when cows start giving milk. They kill the babycow for meat, and milk the cow until they have no more milk. They are artificially insaminated (they even don't see the bull) and having another calf which is taken away from them and they are milked again. Usually after 5 years, they are so weak after it, that they kill them for meat (cows naturally live 25 years). The production of eggs looks no better... .
After visiting Gentle World, we've decided to become vegan :) We don't want to take part in dairy and eggs production any more