Gosia:
Ostatniego dnia na goracych zrodlach popsul mi sie aparat, wiec dopoki nie kupie nowego to fotki beda z komorki lub z Bartka aparatu w ktorym od jakiegos czasu w czasie niskonczenie krotkim wyczerpuja sie baterie.
Stajemy na wylotowce i juz po chwili zatrzymuje sie dla nas vanik. W srodku sympatyczny starszy pan z Nowej Zelandii, ktory wybiera sie na kilkudniowa wycieczke. Ma duze problemy ze sluchem wiec w czasie jazdy wogole nie rozmawiamy. Zatrzymujemy sie w kilku miejscach po drodze: Bruce Bay, jezioro Paringa, Knight's Point ze slicznym widoczkiem i jedziemy na miejsce na koncu drogi: Jacksons Bay. Tam nasz kieroca nocuje i mowi ze rano moze nas zabrac dalej do Wanaki (trzeba sie cofnac 50km i tam droga odbija w gory). szybko jednak zauwazamy ze zostanie tu na noc to taki sobie pomysl gdyz niemalze od razu atakuja nas tabuny sandflajow. A jako ze z lasu wlasnie wychodzi para Kanadyjczykow (zafascynowani tym ze wlasnie zobaczyli pingwina) to idziemy do nich zapytac sie czy nie zabiora nas dalej. Zabiora. Rozmawiajac dojezdzamy z nimi do Haast czyli na rozstaje.
Bartek:
We start hitch-hiking and after 10 min stops an old guy. Few nice view points on the way and we arrive to the Jackson Bay, where road ends. We get off... oh no, hordes of sandflies! Retreat! We don't want to stay here! We meet a traveler's couple and they take us back to the main road