Gosia: W mroźny styczniowy poranek w temperaturze -22 stopnie ruszam na stopa z Lublina. Po chwili zatrzymuje się człowiek jadący w przeciwnym kierunku z pytaniem czy... nie chcę rękawiczek :) A po dłuższej chwili którą przy tej temperaturze i wietrze daje się dobrze odczuć zatrzymuje się pan jadący do Nowego Sącza. Jadę z nim do Wojnicza, a stamtąd prawie zaraz zabiera mnie dziewczyna jadąca na krakowską Nową Hutę. Kilka przystanków tramwajem i jestem u Ani, która czeka na mnie z pyszną pizzą i szarlotką. Bartuś przyjechał wczoraj z Łodzi i w tym samym czasie odwiedza naszych znajomych Marka i Kasię. I wszyscy spotykamy się w herbaciarni Czajownia na Kazimierzu. Kilkoro naszych dobrych znajomych przyszło się z nami spotkać i po kilku godzinkach pojechaliśmy z Anią - naszą znajomą która własnie wróciła z Indii - do jej domku i tu nocujemy. Jutro rano tata Ani chce nas zawieźć na lotnisko i w drogę :)
Bartek: So, the time has come :) We set out on the new journey. I arrived to Krakow by train on Friday, Gosia hitchhiked next day in the morning. It was -22C degrees in Lublin when she was starting and even one guy going other directions stopped and wanted to give her hand-gloves :) She didn't waite long and around afternoon she reached Krakow. Saturday we spent on meeting up with friends. We stayed overnight by our friend Ania, who just came back from India. Next day her father and her gave us a lift to airport :)