Wysiadamy z samolotu przed 21szą i zaczynamy łapać stopa - po chwili spostrzegamy że za nami idzie grupka 3 chłopaków - tu wszyscy jeżdżą więc nasza pierwsza myśl to: polscy stopowicze. Nie mylimy się. W dodatku okazuje się że swiat jest bardzo mały gdyż jeden z chłopaków zna kolegę Bartka z roku, a drugi był przez 2 miesiące wspóllokatorem Marka który nas odwiedzał :) Szukają stopa do Oslo więc mówimy że mamy autko 10km stąd. Idziemy razem te 10km. Dochodzimy do autka i... autko nie chce odpalić...hmmm... kończy się na tym że my śpimy w autku, a chłopaki ciemną nocą ida w kierunku autostrady - do dziś ich los jest nam (jeszcze) nie znany.
Budzimy się rano i bez zmian - autko nie chce ruszyć. Na szczęście jest ubezpieczenie assistance i dość szybko przyjeżdża pomoc. Autko musi i tak pojechać do serwisu - a mamy tam blisko - w linii prostej jakieś 500 metrów, drogą około 2km. Z myślą o stracie kilku tysięcy czekamy na efekt naprawy (mechanik w serwisie bierze 410zł za godzinę pracy). Na szczęście efekt jest jak na to co mogło być super, bo płacimy niecałe 360zł i na tym się kończy :) I po 13tej ruszmy na północ :)