Po drodze zabierają nas na krótką wycieczkę do Kircheporten - to skalna brama przez
którą o północy widać słońce – oglądamy stąd skałę Nordkapu – sama góra jest wchmurach. No i potem w końcu dojeżdżamy na Nordkap. Wjeżdżając na wyspę (za przejazd tunelem) płaci się w jedną stronę 47 koron (24zł) od osoby i 130 koron za autko. W jedną stronę rodzinka za nas zapłaciła, a jak spowrotem chcieliśmy zapłacić za wszystkich to nam nie pozwolili i też zapłacili. Wstęp na sam Nordkap kosztuje 215koron od osoby (ok. 107zł) od łebka więc wysiadamy 500metrów przed punktem opłat i idziemy pieszo. Pieszo jest za darmo. Mgła jest niesamowita – bramki widzimy dopiero 50 metrów
wcześniej. Mamy problem z dojściem z parkingu do budynku głównego bo nic nie widać (a jest tuż tuż obok) :) W budynku głównym jest sklep z pamiątkami, liczne kawiarnie i prelekcja świetnego filmu (kręconego z helikoptera) o okolicach Nordkapu. Wychodzimy na zewnątrz na sam północny punkt ze słynnym globusem. Podziwiamy tylko mgłę przez którą widać chwilami ocean pod nami. Dwuosobowa ekipa z kamerą kręci właśnie dokument: dlaczego ludzie przyjeżdżają na Nordkap. Dajemy mały wywiad :) Potem wracamy do budynku i spotykamy pana z Jerozolimy który ma 64 lata i właśnie dojechał tu
rowerem z Gibraltaru. 6000km w 39 dni. Nasza rodzinka zabiera nas też powrotem. Po drodze zatrzymujemy się w miejscu ze skałami, które wyglądają jak wiele kamiennych, cieniutkich płyt leżących jedna na drugiej. Całą drogę mijamy mnóstwo reniferów – dookoła tundra więc wszędzie je widać.
Kilkukrotnie widzimy jak wychodzą na drogę. A droga wiedzie przez góry, tunele (jeden pod wodą między wyspą a lądem) – dookoła piękne widoczki, wysepki, malutkie domki powplatane w krajobraz. Nasza rodzinka opowiada nam o ludziach Suomi, częstuje ciepłą kawą, świeżymi marchewkami, kanapeczkami z serkiem, cukierkami – a my ich naszymi ciastkami, cukierkami i żurawiną. Wysiadamy w Skaidi. Nabieramy wody na stacji benzynowej i ruszamy dalej – tyle że jest 21:30 i droga jest pusta.