Koło 23ciej docieramy na koniec Norwegii – Kirkeness. Duży tu ruch jak na takie miasteczko i na tą porę, sporo rosyjskich aut. Zimno i jasno jak w środku dnia. Czuję się jakby była 6ta rano (a jest koło północy). Rozbijamy się między krzaczorkami nad jeziorkiem – dookoła na wzgórzach mnóstwo granicznych punktów obserwacyjnych. Spać się nie chce ale wychodząc z założenia że najlepiej łapie się stopa wtedy gdy Norwedzy nie śpią zasypiam w cieplutkim śpiworku :)
5 lipca 2009
Wstajemy przed 10tą a świat wygląda dokładnie jak w nocy (czyli ciągle tak samo jasno i pochmurno). Jemy śniadanko i ruszamy na wylotówkę. Kurtki, czapki i szaliki wciąż są w akcji. Spotykamy dwójkę Francuzów, którzy na specjalnych rowerach jadą przez Azję (Turcja, Iran, Uzbekistan, Rosja) i też zmierzają na Nordkap. Pierwszy stop to mieszkająca w Kirkeness Niemka która jedzie na lotnisko bo leci do Narviku (tak, tu wszyscy
latają a nie jeżdżą). Niemka stwierdza: temperatura wzrosła o 100% w stosunku do wczoraj, dziś jest 8 stopni, a wczoraj było 4. Stajemy przy skręcie na malutkie lotnisko (miasto 8 tys mieszkańców ma lotnisko a mój Lublin 400tys i nie ma… he, he… Norwegia). Koło nas znak: „droga E6, Narvik 1073km”. Po chwili staje mały mobile house i zabiera nas jakieś 40km. Kierowca pokazuje nam zdjęcie zrobione tydzień wcześniej w miejscu
gdzie łapaliśmy stopa. A na zdjęciu niedźwiedź :) Pewnie też chciał się zabrać :) Wysiadamy przy skręcie drogi na Ivalo (z której wczoraj przyjechaliśmy) i zostajemy tam kilka godzin przy dużym (szerokim) wodospadzie.