18.12.2007
Rano wstajemy, zalatwiamy jeszcze kilka miejskich spraw. Okazuje sie ze ekipka od fantazji raczej nas nie odwiedzi na swieta. Na dzis plan - Postojna :-) O zgrozo bilet tam kosztuje 18eur, moze sie uda wejsc na studencki za 14 z hakiem...
Stopa lapiemy od razu i po pol godzinie jestesmy w Postojnej. Temperatura gwaltownie spada, w postajnej jest juz minus piec stopni i lodowaty wiatr. Idziemy do Lidla na zakupy, a w miedzyczasie podjezdza po nas Barbara z dwoma przyjaciolkami. Idziemy do knajpki, potem do kolejnej, a potem zabieraja nas 10km od miasta do zamku Predjama. To zamek w skale (jest tak wkomponowany w skale jakby byl wybudowany w jaskini. Teraz jest slicznie podswietlony. Ekipka jest mocno palaca wiec kazda okazja jest dobra aby zapalic, a pod zamkiem mimo ogromnego zimna jest super miejsce. Potem wracamy do miasta, czekamy dosc dlugo na parkingu na kolejnych znajomych (brrr zamarzam w autku) i w koncu udajemy sie do kolejnej knajpki. Poznajemy Gaja - to gosc z Nowej Zelandii ktory byl tu rok i teraz po Swietach wraca do domu. W kanjpce rozmawiamy z Ursza - kolezanka Barbary o Skandynawii. Jest ona zafascynowana Finlandia i bardzo chce tam pojechac. Potem Ursza i Barbara odwoza nas do Barbary do domu, my idziemy spac a one wracaja na impreze. Zastanawiamy sie z bartkiem czy zostawac tu noc dluzej bo tak polowicznie sie odnajdujemy w tym imprezowym swiatku. Jednak w sumie czemu nie - warto inne swiaty poznawac :-) A skoro nastepny tydzien mamy spedzic pod namiotem to mozna jeszcze dzien dluzej tu zostac.
19.12.2007
Rano budzi nas Barbara, jemy sniadanko i Barbara z tata odwoza nas do Jaskini Postojnej.
Bilety do zamku kupujemy za te 14 euro choc wahalismy sie czy isc za taka cene - jednak wszyscy mowia ze jaskinia jest warta swojej ceny wiec sie zdecydowalismy. Jako ze jst zima to nie ma az tak wielu turystow. Sa wejscia do jaskini 3 razy dziennie. Zaraz za wejsciem czeka cos w rodzaju pociagu (taki rzad podwojnych krzeselek). Tym razem jest nas 9 osob (pociag prawie pusty). Ruszamy :-) Jeszcze nigdy nie jechalam pociagiem przez jaskinie - niesamowite wrazenie - jedzie sie waskim tunelikiem i nagle przejezdza sie przez pieknie oswietlone komnaty i komnatki z cudowna szata naciekowa. Pociag jedzie jakies 2 km. Wysiadamy w duzej komnacie. Tam sa tabliczki z jezykami. 5 osob idzie do 'Slovenski' a my i dwoch panow kolo 40tki idziemy do 'English'. Podchodzi do nas przewodnik i zaczynamy zwiedzanie. Ponoc mamt szczescie bo teraz jest nas 4 w grupie a w lecie jest po 100 osob. Z nami zwiedzaja Fin i miejscowy Sloveniec ktory go oprowadza. Najpierw zwiedzamy najwieksza komnate i najwyzszy punkt jaskini, potem idziemy przez most, jest slicznie. W sumie zwiedzanie trwa 1,5godziny. Ogladamy czlowiecze jaszczurki. Nazywaja sie tak bo ponoc maja taka sama skore jak czlowiek. Na koniec wracamy pociagiem i konczymy przy podziemnej rzece. Jaskinia bardzo fajna, ale nie wiem czy warta swojej ceny (musze poogladac troche slowackich jaskin aby porownac) :-) Potem wracamy do miasta i spotykamy sie znow z Barbara. Idziemy do niej do domu i jej tata przygotowuje pyszny obiadek - dla nas wegetarianski: zupka z warzyw i nalesniki z dzemem domowej roboty :-) Barbara pracuje na promie (Belgia - Anglia) przez 4 miesiace, po czym na 1,5 miesiaca wraca do domu. Teraz wlasnie trafilismy na czas gdy jest w Postojnej. Po obiadku idziemy do centrum i Barbara zabiera nas do miejscowej biblioteki gdzie jest internet za darmo :-)
Wieczorkiem spedzamy troszke czasu z Barbara i Ursa. POtem idziemy do klubu gdzie dziewczyny graja w szachy, my mamy jeszcze chwilke darmowego internetu - poznajemy czlowieka z tego klubu ktory spiewa nam... Misia Uszatka! Wieczorkiem my idziemy spac a dziewczyny leca jeszcze na jakas impreze.
20.12.2007
Opuszczamy Postojna. Zegnamy sie z Barbara i idziemy na wylotowke. Jest mroz i silny lodowaty wiatr - lzy leca nam z oczu. Postanawiamy przejsc sie do najblizszej wioski i tam lapac jako ze tam nie bedzie takiego wiatru. W wiosce po 20min lapiemy stopa na 10km. I tu zacyyna sie bicie rekordu. Stoimy jakies 2,5h, podjezdzamy 5km i stoimy jakies 2h. Ogolnie Przez 5h przejechalismy 15km - szybciej byloby pieszo... ale jak sie potem dowiadujemy Slowency sie z Chorwatami bardzo nie lubia i to ze stoimy jest w duzej mierze rezultatem tego. tyle dobrego ze po tych kolejnych 5km jestesmy juz za gorami i pogoda jest zupenie inna - nie ma sniegu i jest jakies 10 stopni na plusie. Mamy jeszcze inna przygode - zaczyna nam smierdziec gazem... w koncu dochodzimy do tego ze to nasz palnik ktory jest u Bartka w plecaku. No i rzeczywiscie - totalne wypakowanie plecaka i widac jeszcze wyciekajacy gaz. Najgorsze ze Bartek ma wszystkie ciuchy w mokrym gazie a koszulki sie miejscami odbarwily. Wszystko pachnie gazem - nawet batoniki ktore jemy (tylko pachna opakowania ale wrazenie jest niezle). No i w koncu podwoyi nas pan, ktory jak sie dowiaduje jak nam sie jedzie i ile jeszcze chcemy przejechac (a jest 1,5h do zachodu) zawozi nas na granice (a z Postojnej do granicy mielismy tylko 40km).