Wracamy do drogi i bardzo szybko 3 szychy policjanci zabieraja nas do Antalii. Tam idziemy z godzine na dworzec autobusowy (myslelismy ze szybciej bedzie nic na wylotowke) i po wielu trudach ze znalezieniem autobusu (tam jest po prostu kilkaset firm autobusowych i kazda ma swoje punkty sprzedazy i nikt nie mowi po angielsku) Bartus znajduje wlasciwy. Jedziemy jakeis 50km za miasto. I lapiemy dalej stopa. Najpierw duzy TIR jadacy do Ankary zabiera nas 200km. Gdy wysiadamy jest juz zmrok i mamy jeszcze ponad 500km. Jezdza albo te baaaardzo wolne ciezarowki albo miejscowi. I wtedy dzieje sie najfajniejsze. Widze na swiatlach osobowke. Mowie - ale by bylo fajnie jakby jechala ona do Istambulu, miala duzo miejsca, aby gosc mowil po angielsku (co jeszcze nam sie nie zdarzylo tutaj) i aby oczywiscie sie zatrzymala. I ku mojemu zdziwieniu prawie wszystko sie spelnilo - jedyne co co dogadywalismy sie z kierowca po niemiecku nie angielsku :)
W dodatku nasz kierowca jedzie bardzo szybko i po 23ciej jestesmy w Istambule.