To przedostatni wieczor z Bartka rodzicami, bo nastepnej nocy o 2:30 maja samolot juz do Polski. Jemy kolacje - ja troszke sie podziebilam wiec zajadam sie czosnkiem :) No i kladziemy sie wczesnie spac (jestesmy zmeczeni po ostatnich dniach) - nie wiedzac jeszcze ze to bedzie ciekawa noc...
Kolo polnocy w pokoju dzwoni telefon, chwilke pozniej budzi mnie Bartek. Okazalo sie ze wtorek ma dwie noce (ta nad ranem i ta wieczorem) i ze Bartka rodzice maja samolot nie za 26 godzin, ale... za 2 godziny. Jako ze nie zeszli do autokaru to rezydentka zadzwonila czy zamierzaja wracac z nimi do kraju. Now wiec rozpoczyna sie bardzo szybka akcja pakowania. Jesli ktos mysli ze wczasy w hotelu to tylko sielanka to powinien zobaczyc ten moment. W koncu czesc moich rzeczy znajduje sie w plecaku Bartka i na odwrot :) No i zastanawiamy sie co powiedza na recepcji jak o 1 w nocy wyjdziemy z hotelu w 4 osoby (w dzien zawsze wmieszywalismy sie w tlum-teraz jest pusciutko). Na szczescie nic nie mowia - szybkie pozegnanie - rodzice Bartka wsiadaja do taksowki i jada na lotnisko. My zas myslimy co zrobic - jest pierwsza w nocy. Decydujemy sie isc poltorej godziny na znana nam juz plaze nudystow ktora jest w dzikim terenie i spokojnie bedziemy mogli tam odespac rano. Dochodzimy tam przed 3cia. Na plazy w jednym kacie pali sie ognisko - podchodzimy do grupki ludzi - ogolnie mowia - czujcie sie jak u siebie - odchodzimy kawalek dalej i znajdujemy miejsce do spania - Bartus znajduje miejsce na piasku (jakies 3 metry powyzej poziomu oceanu) a ja jakies 2 metry wyzej juz na skale.
I to jeszcze nie koniec przygod tej nocy. O 5tej slysze ze ktos obok chodzi - patrze - Bartek wdrapuje sie na skale - okazalo sie ze ocean sie rozszalal i fale zaczely dochodzic juz blisko miejsca gdzie spal wiec przeorganizowalismy troche karimaty i spimy dalej obok siebie na skale.
15.01.2008
Kolo 9tej przewracam sie na drugi bok i nagle slysze cos jakies 20cm ode mnie - budze sie - okazalo sie ze na skale byly porozrzucame kawalki chleba i tuz obok mnie przylecial golabek na sniadanie a jak sie ruszylam to sie sploszyl. Rozgladam sie dookola - jest piekny poranek - dookola mewy i golebie. Przeciagam sie w spiworze - Bartus wypatrzyl na sasiednim zboczu jaskinie i kogos kto wyszedl z jaskini i zrobil sobie sniadanko. Po pewnym czasie ten ktos zeszedl na dol - Bartek poszedl z nim pogadac i... okazalo sie ze jest to osoba z Couchsurfingu, o ktorej juz slyszelismy piszac maile do ludzi z wyspy :) Edgar jest z Estonii i od miesiaca jest na wyspie. Obecnie mieszka w jaskini i wydaje na jedzenie tygodniowo do 3 euro. Kupuje sobie glownie ryz i wode. Zaprasza nas do swojej jaskini. Jest dosc wysoko wiec musimy troszke powspinac sie po skalach. Z wejscia do jaskini jest sliczny widok na plaze i skaly. Jemy we trojke sniadanie :) Zwiedzamy pobliskie jaskinie (te sa puste - ponoc byly zamieszkane przez Hipisow w latach 70tych, a teraz w okolicy jest za duzo turystow i poszli szukac dzikszych miejsc). Chwilke odpoczywamy i ruszamy do miasta na internet i zakupy :)
Jeszcze dodam ze Sergio nauczyl nas jak jesc Opuncje (owoce kaktusa) tak aby sie nie kuc (te owoce maja mnostwo malenkich zdrodliwych igielek na powierzchni) i teraz zajadamy sie nimi :)
Wieczorkiem idziemy do naszej jaskini, zapalamy swiaczki i rozmawiamy - nagle z odleglej plazy ktos mruga do nas bardzo silna latarka i krzyczy bardzo glosno: Come here! Na plazy pali sie ognisko. Postanawiamy do nich zejsc. Jest to0 ta sama grupka ktora spotkalismy o 3 w nocy tyle ze teraz poszerzona o Szwedke i dwojke ludzi ze Szwajcarii. Okazuje sie ze Szwajcarzy sa rowniez z Couchsurfingu. Rozmawiamy sobie do pozna a potem wracamy do jaskini. Spimy przez jaskinia z widokiem na gwiazdy :)
16.01.2008
Rana wstajemy, jemy sniadanko - dlugi, leniwy poranek z pieknymi widokami. Potem pakujemy sie, zegnamy z naszym estonskim znajomym i idziemy do miasta. Zalatwiamy pare rzeczy na przyjazd Magdy i Mamy, a potem idiemy do baru. Jako ze dzis mija rowno roczek jak jestesmy razem to postanowilismy to uczcic sokiem wyciskanym ze swiezych owocow :)
Potem idziemy na przystanek autobusowy aby dostac sie do La Laguny. Niestety 2 autobusy nie przyjezdzaja i dopiero po ponad 15 godziny jedziemy do Santa Cruz i tam przesiadamy sie w autobus do La Laguny.