Kosovo - pierwsze wrazenie - ufff... znow w pelni cywilizowana Europa :-)
Jedziemy z naszymi znajomymi albanczykami jakies 50km, po czym oni ida do baru bo okazuje sie ze tu maja czekac na jakichs znajomych i nie wiadomo czy beda jechac do Pristiny. W dodatku pija kolejne piwa. Postanawiamy pozegnac sie z nimi i dojechac do Pristiny autobusem. Idziemy na druga strone ulicy gdzie jest dworzec autobusowy. Pytamy sie pewnego mlodego czlowieka czy wie gdzie znajdziemy autobus do Pristiny. Mowi ze tez tam jedzie i ze mozemy pojechac razem. Na dworzec podjezdzaja same luksusowe autobusy - taki kontrast w porownaniu z gracikami - busami w Albanii. Waluta tu jest euro - bardzo mnie to pozytywnie zaskoczylo :-) Nasz znajomy o imieniu Bujar studiuje w Pristinie - pokazuje nam swoj indeks :-) Docieramy do Pristiny - na pierwszy rzut wyglada na porzadne, nowoczesne miasto - jest wielkosci Lublina :-) Nasz znajomy prowadzi nas do kafejki internetowej i tu sie zegnamy :-)
Po wyjsciu z kafejki idziemy do Sofii, ktora ma nas ugoscic w Pristinie. Spotykamy sie i idziemy razem do jej domu. Poznajemy jej chlopaka o imieniu Daggy. Daggy jest albanczykiem i pochodzi z Kosova, a Sofia jest ze Stanow. Maja bardzo przytulne mieszkanko. Rozmawiamy sobie do pozna o sytuacji i historii Kosova, Daggy opowiada nam wiele historii. W Kosovie zyje okolo 85% Albanczykow. Wg Daggiego przed wojna we wladzy byl tylko ten niewielki odsetek Serbow, zajmowali wszystkie wazniejsze urzedy i stanowiska. Po obaleniu komunizmu zaczeli wyrzucac z pracy wielu albanczykow i stad zaczela sie partyzantka - wielu albanczykow atakowalo i wracalo w gory. A potem zaczal sie odzew Serbow - zaczeli atakowac wszystkich Albanczykow - w tym cala cywilna ludnosc. Daggy teraz zaluje glownie tego ze w Serbii jest ogromna propaganda i ze mlodzi Serbowie sa ponoc wciaz podjudzani mitem aby zaatakowac i podporzadkowac sobie Kosovo (gdzie stacjonuja obecnie wojska z prawie calego swiata). W Serbii jak i w wiekszosci miejscach na swiecie nikt tak na prawde nie wie co naprawde jest w Kosovie (ja jadac tu myslalam ze jest tu dalej sytuacja podobna do wojny i ze jest czolg na kazdej ulicy, Sofia jak tu przyjezdzala tez tak myslala). Sofia i Daggy goscili kilkoro podroznikow - w tym tez Serbow ktorzy chcieli sie przekonac jak rzeczywiscie wyglada sytuacja w Kosovie.
30.11.2007
Rano Sofia idzie do pracy a Daggi zabiera nas na spacer po miescie. Kupujemy mapy, pocztowki i informatory. Spotykamy sie jeszcze z kolega Daggiego, tez Albanczykiem - w czasie wojny (mial wtedy kilkanascie lat) kilka razy ledwie uszedl z zyciem - mial duzo szczescia, strzelali do niego wiele razy ale nie trafiali. Stracil za to wielu przyjaciol, ktorzy zgineli na jego oczach. Siedzimy w kawiarence i rozmawiamy we czworke. Mowia ze 10 grudnia mija termin do ktorego Serbia i Kosovo maja sie dogadac odnosnie niepodleglosci Kosova - po tym terminie o ile sie nie dogadaja (a nic na to nie wskazuje) Narody Zjednoczone maja zadecydowac apropo niepodleglosci Kosova - nasi znajomi sa dobrej mysli - wg nich wiekszosc swiata popiera wlasnie ich.
Miasto jest takie normalne - nie ma zadnych sladow po wojnie. Mnostwo mlodych ludzi (60% ludzi jest w wieku 18-27lat) - prawie wszyscy mowia po angielsku. Miasto robi na mnie bardzo pozytywne wrazenie. Potem zegnamy sie z Daggim i jedziemy autobusem na wylotowke. I lapiemy stopy. Bardzo szybko, jeden za drugim. Ostatni stop z miasta Peje zabiera nas o zmroku i przewozi przez granice z Czarnogora. Miedzy bramkami granicznymi Kosova a Czarnogory jedzie sie jakies 15min :-) Granica jest na wysokosci ponad 1700m npm. Tam juz jest mnostwo sniegu (tak powyzej kolan) i wciaz pada, jezdza odsniezarki.