Rano pożegnaliśmy się z panią Kasią i ruszyliśmy pod Ostrą Horę, która okazała się rzeczywiście ostrym podejściem. A na górze czekał nas spokój, cisza i widoczki zapierające dech w piersiach. Z jednej strony Gorgany i Połonina Borżawa, z drugiej pasmo Pikuja, z trzeciej polskie Bieszczady, z czwartej Połonina Równa i Holica. Weszliśmy sobie na szczyt i zeszliśmy na przełęcz Prełuki, na której jest ogromna polana. Na polanie pasły się dziesiątki koni, a na jej brzegu stało kilka drewnianych domków. Od schodzących w dół ludzi którzy pracują przy tych domkach dostaliśmy jeden domek aby spać w nim w nocy. Wieczorkiem spacerowaliśmy po polanie, obserwowaliśmy koniki i graliśmy na gitarce. W nocy były dość niskie temperatury - nam jednak było cieplutko bo w chatce
był piec. rano sielanka do południa, a potem ruszyliśmy na Połoninę Równą. Tu już były pewne ilości śniegu. Na szczycie niedokończona wyrzutnia rakiet przypominająca budujące się Tesco. Na górze spotkaliśmy ciekawych ludzi a jeden z nich dał nam ukraińską mapę Połoniny Równej i Pikuja. Z Połoniny Równej schodzimy na zachód i rozbijamy się na przełęczy między Równą a Holicą. Następnego dnia ruszamy na Holicę - bez Miśka i Mundka, którzy zrobili sobie nocną eskapadę i dołączyli we Lwowie do trasy Michała. My natomiast zrobiliśmy sobie popasik na Holicy i wielkimi chaszczami zeszliśmy na przełęcz
i dalej zielonymi lasami Działu Wołoszyńskiego ruszyliśmy na południe. Ogromna zieloność kontrastowała z napotkanymi co trochę kawałkami czarnego, spalonego lasu.
W międzyczasie wydzieliły się 2 grupki, które na wzajem się goniły (każda myślała że druga jest z przodu, a tylko jedna miała rację). Kiedy skręciliśmy z Działu Wołoszyńskiego na zachód doszliśmy do miejsca gdzie zaraz przy drodze płonął las. Poszliśmy dalej i rozbiliśmy się jakiś kilometr od płonącego lasu na górce. Całą noc obserwowaliśmy pożar, a koło północy terenowym wozem pryjechała straż pożarna. Byliśmy cichutko więc naszych namiotów wogóle nie dostrzegli. Rano jak wstaliśmy to wśród zieleni lasu została tylko czarna plama w miejscu w którym był pożar. A my nieco okrężną drogą przez zielone lasy, wśród padającego deszczu zeszliśmy w dół do miejscowości. Trafiliśmy na busiarza, który zawiózł nas do Pereczyna. Stamtąd busem ruszyliśmy do Użgorodu.